Dungeness - przylądek kontrastów.

13:20


            Kolejny dzień na wybrzeżu lecz tym razem nad kanałem La Manche. Nie mogąc się zdecydować gdzie teraz pojechać otworzyłem zdjęcia satelitarne hrabstwa Kent. Moją uwagę przykuł szary stożek na południu Anglii. Ponieważ szukamy miejsc ciekawych, to właśnie na takie wyglądało i o czym później się przekonaliśmy, takim się okazało.
        Dungeness jest wyjątkowy - z jednej strony pustynny krajobraz z drewnianymi sypiącymi się gdzieniegdzie domkami, elektrownia jądrowa, dwie latarnie morskie, żwirownie. Z drugiej zaś posiada bogatą i bardzo zróżnicowaną przyrodę w ramach Narodowego Rezerwatu Przyrody. Jest zaliczany do: Special Protection Area (SPA) and a Special Area of Conservation (SAC). Po więcej informacji zapraszam tu: http://www.naturalengland.org.uk.
          Dungeness jest domem dla około 600 gatunków roślin oraz owadów i pająków. Można tu też spotkać wiele gatunków ptaków, szczególnie podczas przelotów wiosną i jesienią. Właśnie w tym okresie, miłośnicy ptaków przyjeżdżają tu z lunetami i aparatami by podziwiać ich różnorodność.
           Samochód zaparkowaliśmy w miejscowości Lydd-on-Sea. Domki w niej usytuowane są w jednym rzędzie, wzdłuż ulicy, przodem w kierunku morza. W oknach prawie wszystkich domów widać stojące lunety. Był odpływ. Morze odsunęło się ze sto metrów od brzegu, a nam ukazały się przepiękne skarby z morza- muszle. Plaża na przylądku cała usypana jest z kamieni, a wzdłuż brzegu stoją tu kutry rybackie.
         Okoliczni mieszkańcy zaczęli wylegać na plażę ciągnąc drewniane wózeczki z przymocowanymi do nich wiaderkami i długimi rurkami. Na ich widok rozległ się głośny wrzask mew. Moje buty nie nadawały się jednak do tego aby udać się za nimi w kierunku morza gdzie woda zaczynała już sięgać za kostki. Przydały by się co najmniej kalosze. Jednak ciekawość wzięła nade mną górę. Zdjąłem buty i ruszyłem za nimi by dowiedzieć się dlaczego o określonej godzinie wszyscy ruszyli w kierunku morza...






Muszle... Ich różnorodność, piękno oraz wielkość nas zachwyciła. Nie ma chyba lepszej pamiątki znad morza jak jego naturalne skarby.



W oddali można dostrzec białe klify, które znajdują się w Dover. Jest to kolejne miejsce, które warto odwiedzić.



Sara nie mogła odżałować, że nie zabrała ze sobą kaloszy.

Trochę bardziej w stronę morza zaczęło robić się grząsko więc musiałem zdjąć buty by podążyć za łowcami robali.


Łowcy morskich robali idący na poszukiwania z wiaderkami i długimi rurkami, którymi wysysają robaki z piasku.



Jak się dowiedziałem od miejscowych, Lugworm lub inaczej Sandworm to całkiem spory bezkręgowiec używany przy połowach ryb na morzu. Można go wydobyć spod grubej warstwy piachu jedynie podczas odpływu.
  

Oprócz tego niektórzy poławiali brown shrimps. Jest to odmiana krewetek, które po ugotowaniu  
 ( analogicznie do nazwy) robią się brązowe. Miejscowi do ich połowu używają sieci przymocowanych do drewnianych stelaży z uchwytem.








Wędkarze złowili dla nas flądrę. Smakowała wyśmienicie...














W takim domku na odludziu mógłbym mieszkać.






Elektrownia jądrowa. Odpady ciepłej wody i ścieki są pompowane do morza przez dwa ujścia rur. I choć brzmi to przerażająco, okazuje się, że wzbogaca to biologiczną produktywność dna morskiego i przyciąga wiele gatunków ptaków oraz ryb. 






You Might Also Like

1 komentarze

  1. Masz wciągający styl opowiadania:) ciekawa historia i zdjęcia. 3maj tak dalej!:)
    Ania M.M.

    OdpowiedzUsuń

Subscribe