TAJEMNICZA SAAREMAA
14:59 Jednym z najciekawszych punktów naszej podróży była wyspa Saaremaa. Jadąc na nią nie bardzo wiedzieliśmy czego się spodziewać i co nas na niej spotka.
Na prom dotarliśmy w środku nocy. Samą przygodą było przepłynięcie tą ogromną łodzią. Staliśmy wpatrzeni w dal i widzieliśmy tylko mrok. Dlatego miejsce to wydawało się dla nas bardzo tajemnicze. Gdy dopłynęliśmy do brzegu, ruszyliśmy w dalszą drogę. Minęliśmy stację benzynową i stwierdziliśmy, że "na następnej już koniecznie musimy zatankować". Nie przypuszczaliśmy, że będzie to jedyne miejsce, gdzie nasz samochód będzie mógł nabrać trochę sił do dalszej długiej podróży. Przejechaliśmy kilkadziesiąt kilometrów i byliśmy przekonani, że znaleźliśmy się w totalnej dziczy. Nie było żadnych domów, sklepów. Tylko krzaki, drzewa. Byliśmy bardzo zmęczeni i w pewnym momencie stwierdziliśmy, że już czas na przystanek. Na nocleg. Mieliśmy ze sobą spory namiot i 2 samochody, więc każdy miał "dach nad głową". Nie dawały nam tylko spokoju, dziwne odgłosy zza krzaków. Ktoś powiedział, że zobaczył dziki, ktoś inny jakiegoś człowieka. W takich sytuacjach wyobraźnia zawsze spisuje się na medal. Mimo dreszczy przeszywających plecy, postanowiliśmy zrobić rozeznanie w terenie. Było to pewne, że znaleźliśmy się na totalnym odludziu. Idąc przed siebie doszliśmy nad brzeg jakiejś wody. To było wyjątkowo spokojne morze, o czym przekonaliśmy się dopiero rano. Nad jego brzegiem rozpaliliśmy ognisko i zjedliśmy pierwszy większy posiłek od kilku godzin. Było cudownie. Przesiedzieliśmy tak prawie całą noc. Ale musieliśmy też zregenerować siły na dalszą podróż, bo już rano mieliśmy ruszać dalej. Pozostało też jedno zmartwienie. Bak naszego samochodu był zupełnie pusty, ale dopiero po przebudzeniu mieliśmy się tym martwić. Rano zrobiliśmy wielkie oczy. Okazało się, że wcale nie jesteśmy w takiej dziczy jak myśleliśmy. Dookoła nas były domy, asfaltowa droga i wyspa wyglądała zupełnie inaczej. Kiedy jest ciemno sami tworzymy opowieść o tym co nas otacza. Nasza wizja nijak miała się do rzeczywistości. Gdy już zdobyliśmy paliwo pojechaliśmy drogą przy której rozbiliśmy nasz obóz. Okazało się, że tylko kilkaset metrów dzieliło nas od wspaniałego pola namiotowego z ławkami, stołami i przepięknymi klifami. Cudowne miejsce! Gdyby nie fakt, że nasza podróż musiała toczyć się dalej, moglibyśmy tam spędzić kilka dni. Niestety pogoda też nas nie rozpieszczała, bo od samego rana padał okropny deszcz. Dla osób, które od tylu dni są w ciągłej podróży, takie niespodzianki nie są zbyt przyjemne. Jak się potem okazało przez całą drogę do Tallina pogoda się nie zmieniała. A jak było w Tallinie? O tym napiszę, już w następnym poście :)
Pozdrawiam!
0 komentarze