Takiego oto szpiega mamy w sąsiedztwie. Chyba tylko on dobrze wie, kto gdzie mieszka i kto szykuje dla niego nowy kąsek. Ponieważ w Anglii każdy w drzwiach w swoim domu posiada specjalne wejście dla zwierząt, raz nawet niezapowiedzianie zawitał w naszej kuchni. Rudy obserwator :)
Takiego oto szpiega mamy w sąsiedztwie. Chyba tylko on dobrze wie, kto gdzie mieszka i kto szykuje dla niego nowy kąsek. Raz nawet zawitał w naszej kuchni. Rudy obserwator :)
Czasami proste jest najlepsze.
Nie pamiętam czy kiedykolwiek jakieś miasto, a raczej jego klimat i atmosfera budziło u mnie tak dziwne odczucia.
Do Rygi dojechaliśmy przed północą. Sporo problemów sprawiło nam znalezienie jakiegokolwiek miejsca na nocleg. W sumie nie dziwię się. Przyjechaliśmy bez zapowiedzi i nagle w środku nocy pukamy do jakichś drzwi. Zapewne przerażający był widok 8 osób wyglądających jak zombie, z podkrążonymi oczami. Było dla nas obojętne gdzie będziemy spać. Chcieliśmy mieć tylko łóżka. Ciągła podróż, mimo całej radości z jej odbywania, jest bardzo męcząca. Na szczęście jakiś miły mężczyzna zlitował się nad nami i pod warunkiem, że będziemy spokojnie się zachowywać, wynajął nam pokoje. Był przy tym uroczo przestraszony i przejęty. Okazało się, że jest to jego pierwsza doba w nowej pracy i zależało mu, żeby przebiegła bez żadnych komplikacji. Mimo całego zmęczenia nie mogliśmy się powstrzymać przed wyjściem do miasta. Chcieliśmy choć przez sekundę poczuć klimat miejsca w którym się znaleźliśmy. Miły pan zaopatrzył nas w mapy i usłyszeliśmy szereg ostrzeżeń, gdzie nie powinniśmy iść, gdzie są najbardziej niebezpieczni bandyci, gdzie będą próbowali nas na coś naciągnąć, lub gdzieś zaciągnąć. Mimo, że mieliśmy wrażenie, że mężczyzna był nadgorliwy, postanowiliśmy, że nie weźmiemy aparatów. Mieliśmy przecież cały następny dzień na fotografowanie. I ruszyliśmy. Ulice były opustoszałe. Wszędzie cisza. Zupełny brak życia. Nie tego się spodziewaliśmy. Jednak widok podświetlonych pięknych budynków, rekompensował nam ten dziwny spokój. Miasto wyglądało niesamowicie. Byliśmy pod dużym wrażeniem. W miarę zwiedzania dotarliśmy do ścisłego centrum i usłyszeliśmy głośną muzykę. Okazało się, że jest tam jedna uliczka, która tętniła życiem. Poczuliśmy się trochę lepiej przebywając wśród ludzi. Spotkaliśmy też kilku dziwnych osobników, którzy koniecznie chcieli nas gdzieś zaprowadzić, jednak pamiętając o wszystkich przestrogach, dalej podążaliśmy swoją drogą. Ku naszemu zdziwieniu, na początku każdej małej uliczki stał radiowóz policyjny. Było to zastanawiające i niekomfortowe. Mieliśmy wrażenie, że w każdej chwili może zacząć się dziać coś złego. Że to jakaś zasadzka. Traktowaliśmy to jako kolejną przygodę, ale nie czuliśmy się bezpiecznie. Skonani wróciliśmy na naszą kwaterę, by na następny dzień zobaczyć zupełnie inną Rygę. Pełną życia i całkiem bezpieczną, bez policji na każdym kroku, pełną ciekawych zakątków i pięknych uliczek którymi można było wędrować i wędrować...
In
okiem żony,
podróż
Ryga
Nie pamiętam czy kiedykolwiek jakieś miasto, a raczej jego klimat i atmosfera budziło u mnie tak dziwne odczucia. Do Rygi dojechaliśmy przed północą. Sporo problemów sprawiło nam znalezienie jakiegokolwiek miejsca na nocleg. W sumie nie dziwię się. Przyjechaliśmy bez zapowiedzi i nagle w środku nocy pukamy do jakichś drzwi. Zapewne przerażający był widok 8 osób wyglądających jak zombie, z podkrążonymi oczami. Było dla nas obojętne gdzie będziemy spać. Chcieliśmy mieć tylko łóżka. Ciągła podróż, mimo całej radości z jej odbywania, jest bardzo męcząca. Na szczęście jakiś miły mężczyzna zlitował się nad nami i pod warunkiem, że będziemy spokojnie się zachowywać, wynajął nam pokoje. Był przy tym uroczo przestraszony i przejęty. Okazało się, że jest to jego pierwsza doba w nowej pracy i zależało mu, żeby przebiegła bez żadnych komplikacji. Mimo całego zmęczenia nie mogliśmy się powstrzymać przed wyjściem do miasta. Chcieliśmy choć przez sekundę poczuć klimat miejsca w którym się znaleźliśmy. Miły pan zaopatrzył nas w mapy i usłyszeliśmy szereg ostrzeżeń, gdzie nie powinniśmy iść, gdzie są najbardziej niebezpieczni bandyci, gdzie będą próbowali nas na coś naciągnąć, lub gdzieś zaciągnąć. Mimo, że mieliśmy wrażenie, że mężczyzna był nadgorliwy, postanowiliśmy, że nie weźmiemy aparatów. Mieliśmy przecież cały następny dzień na fotografowanie. I ruszyliśmy. Ulice były opustoszałe. Wszędzie cisza. Zupełny brak życia. Nie tego się spodziewaliśmy. Jednak widok podświetlonych pięknych budynków, rekompensował nam ten dziwny spokój. Miasto wyglądało niesamowicie. Byliśmy pod dużym wrażeniem. W miarę zwiedzania dotarliśmy do ścisłego centrum i usłyszeliśmy głośną muzykę. Okazało się, że jest tam jedna uliczka, która tętniła życiem. Poczuliśmy się trochę lepiej przebywając wśród ludzi. Spotkaliśmy też kilku dziwnych osobników, którzy koniecznie chcieli nas gdzieś zaprowadzić, jednak pamiętając o wszystkich przestrogach, dalej podążaliśmy swoją drogą. Ku naszemu zdziwieniu, na początku każdej małej uliczki stał radiowóz policyjny. Było to zastanawiające i niekomfortowe. Mieliśmy wrażenie, że w każdej chwili może zacząć się dziać coś złego. Że to jakaś zasadzka. Traktowaliśmy to jako kolejną przygodę, ale nie czuliśmy się bezpiecznie. Skonani wróciliśmy na naszą kwaterę, by na następny dzień zobaczyć zupełnie inną Rygę. Pełną życia i całkiem bezpieczną, bez policji na każdym kroku, pełną ciekawych zakątków i pięknych uliczek którymi można było wędrować i wędrować...
Pomysł na road trip dojrzewał w nas od bardzo dawna. Aż wreszcie pewnego dnia Adrian oznajmił, że wszystko jest już zaplanowane. Litwa, Łotwa, Estonia. Plan- być w drodze. Bez konkretnych schematów, bez zaplanowanych noclegów i zobowiązań. 3000 kilometrów w 5 dni. Od pomysłu do realizacji kilkanaście dni. 8 podróżników gotowych na wszystko. :) W każdej godzinie naszej podróży teoretycznie pokonywaliśmy 25 kilometrów. Było fantastycznie. Takiej podróży nie da się zapomnieć do końca życia. Każdego dnia przygody, jedne pozytywne, drugie mniej. Każda niepowtarzalna.
Przystanek pierwszy- KŁAJPEDA